W przerwie między jedną, a drugą restauracją wrzucam moje gotowanie na Chorwacji. Nie mogłam się oprzeć, będąc na targu pięknym, świeżym owocom morza. Tak właśnie powstało spaghetti Frutti di Mare. Pierwszy raz sama przygotowywałam posiłek tego typu, więc jestem tym bardziej dumna, że udało się wyśmienicie i wszystkim smakowało.
Składniki na spaghetti Frutti di Mare (4 porcje):
- makaron spaghetti 400 g
- 4 ząbki czosnku
- 2 puszki krojonych pomidorów
- szklanka białego półwytrawnego wina
- 2 odmiany krewetek małe i duże (może ktoś mi poda dokładne nazwy, ponieważ nie czuję się specjalistą w dziedzinie rodzajów krewetek) po 4 sztuki
- 4 małże
- bazylia
- oregano
- zielona pietruszka
Makaron ugotować w osolonej wodzie. Na patelnię wrzucić obrane i przepuszczone przez praskę ząbki czosnku. Podsmażyć na oliwie. Wrzucić mniejsze krewetki i zalać winem. Dorzucić dokładnie oczyszczone mule. Dusić około minuty. W tym czasie na drugiej patelni lekko podsmażyłam większe krewetki. Bałam się, że nie pozbawiając ich pancerzy nie będą wystarczająco ugotowane. Przerzucić większe krewetki do małych i zalać pomidorami. Dokładnie wymieszać. Dodać po szczypcie ziół tak, aby nie zdominowały dania. Część czasu sos gotował się bez przykrywki, ale później na chwilę przykryłam patelnię, aby owoce morza doszły. Ciężko jest mi określić czas przygotowywania sosu, ponieważ robiłam to bardzo intuicyjnie. Patrzyłam kiedy małże się otwierają, a krewetki nabierają koloru. Cały czas próbowałam jaki jest smak. Nie trwało to długo. Świeże owoce morza były na tyle słone, że nie dodałam ani grama soli. Pokroić pietruszkę. Owoce morza wyciągnąć z sosu i przełożyć do oddzielnej miski. Makaron zalać sosem i wymieszać. Nakładać na talerze, rozdzielając przy tym owoce morza, a następnie posypać pietruszką.
Danie miało smakować, wyglądać i dostarczyć odrobinę zabawy, dlatego z owoców morza nie ściągnęłam pancerzyków i muszli. Jeśli chcemy wersję wygodną i danie to jest u nas na porządku dziennym to oczywiście obieramy je.
Nie dodałam do dania ośmiornicy jako, że jak na razie nie jestem jej amatorką.
Poniżej kilka zdjęć z targów (Zadar, Biograd na moru i Šibenik) 🙂 Zawsze lubię iść na plac targowy. Zupełnie inny klimat niż w sklepie i nierzadko też całkowicie inny (lepszy) produkt.